niedziela, 12 lutego 2017

Małe cele? Duże cele?

Postanowiłam się z wami podzielić naszymi planami treningowymi. Nie są to plany ambitne, ani wielkie, ani nawet godne podziwu, ale mnie samą zaskoczyło to jak wiele może zmienić... dziennik treningowy.



Pod koniec ubiegłego roku trafiłam na post Kamili Buryn dotyczący planowania treningów obedience, bardzo spodobała mi się tabelka, którą Kamila robi planując treningi ze swoimi psami i zapragnęłam taką posiadać. Nie wiedziałam jeszcze czy mi się przyda, ale chciałam sobie tak rozrysować nasze plany. Tak zaczęło się planowanie naszych treningów, czego do tej pory nie robiłam, zadowalając się treningami pełnymi chaosu gdyż i moje ambicje nie wymagały niczego więcej.
Wczoraj za to zapragnęłam się z kimś podzielić mym odkryciem, a mianowicie... to serio działa! Tak oczywista rzecz, a jednak musiałam to sprawdzić na sobie żeby uwierzyć. 
Nie rozpisywałam wielkich celów do realizacji- co zresztą zaraz zobaczycie- ale nawet w tych małych, w pierdołkach które sobie dłubię z psami, jest zdecydowanie wyraźniejszy postęp niż wtedy, kiedy robiłam wszystko bez ładu i składu.
Dziś pokażę wam co sobie zaplanowałam w grudniu 2016, a gdy minie termin realizacji, podzielę się tym do czego nas to całe planowanie zaprowadziło i czy będziemy to kontynuować :)

Livaiko- cele krótkoterminowe (realizacja do końca lutego)


-trzymanie 4 różnych przedmiotów w tym koziołka
punkt początkowy: niechęć do brania przedmiotów do pyska, intensywne memlanie wszystkiego co trzymał w dziobie.
-podążanie za mną z przedmiotem, dostawianie się do nogi
punkt początkowy: brak
-poprawienie kontaktu na cofaniu
punkt początkowy: kombinował wchodząc między nogi.
-pac-up na nieruchomy tył
punkt początkowy: kroczki, brak płynnego ruchu.
-akuku
punkt początkowy: brak.
-cofanie
punkt początkowy: brak.
-wchodzenie na przedmioty przodem i tyłem
punkt początkowy: przodem bez komendy-ok, tył-brak.
-żaba
punkt początkowy: brak.
-ukłon
punkt początkowy: brak.
-rozciąganie   
punkt początkowy: brak.



Hippis- cele krótkoterminowe (realizacja do końca kwietnia ze względu na zdrowie)

-kwadrat!
punkt początkowy: nie ogarnia przestrzeni kwadratu, problem z wysyłaniem na większą odległość.
-poprawa relacji
punkt początkowy: słabsza więź, wzmożone zainteresowanie otoczeniem w połączeniu z gorszym odwołaniem, dziwne zachowania, szczekanie w przestrzeń- możliwe, że ściśle związane ze zdrowiem.
-przygotowanie do egzaminu (kwadrat, obi0, target ciągły ręki, sygnały nagrody, pozycja z marszu, obieg)
punkt początkowy: wszystkie ćwiczenia obi0 do poprawki, target ciągły- brak, część sygnałów nagrody do zrobienia, pozycja z marszu.



Do zobaczenia na blogu po realizacji! :)

środa, 1 czerwca 2016

TEST: OhMyPet obroża materiałowa

        W lutym (tak wiem, bardzo dawno!) otrzymaliśmy do testów obrożę materiałową od ohmypet.pl. Wysyłka była ekspresowa co bardzo mnie ucieszyło ponieważ znam doskonale produkt ohmypet i zżerała mnie ciekawość co nowego wypuszczają na rynek i czy ta obroża materiałowa wyróżni się na tle innych materiałówek.
         Zaraz po otwarciu paczki zaskoczył mnie wzór- był luty, a wzorek był typowo Bożonarodzeniowy, kolorystyka jak na obrożę dla chłopaka również nieco zaskakująca... Ale jak to mówią- prawdziwy facet różu się nie boi! A wzór będzie idealny na święta za rok :)



         Drugim zaskoczeniem był sam materiał. Nie jest to delikatna bawełna jak przy obrożach materiałowych, z którymi zetknęłam się wcześniej, przypomina raczej gruby materiał, z którego robione są kurtki robocze. Ohmypet podaje na swojej stronie:

"Materiały, których używamy do zdobienia obroży nie są bawełniane, a poliestrowe, co gwarantuje dużą wytrzymałość oraz odporność na odbarwianie. Obrożę łatwo się czyści, a także szybko suszy. Materiał jest śliski, przyjemny w dotyku, nie przypomina grubej tkaniny plecakowej czy namiotowej - śmiało polecamy go również dla psów długowłosych."

Jego fakturę widać na zdjęciu poniżej:

                           
                    

Okucia i szycia jak zwykle bardzo solidne, precyzyjnie i estetycznie wykonane, a sama obroża (jak zwykle) była wyregulowana idealnie na wymiar Hippisowej szyi, by można było od razu przejść do najprzyjemniejszej części- TESTÓW.

 Testy były różnorodne, od zetknięcia ze śniegiem...
                           
         
Wodę morską + piach... 
                          
Wodę słodką + piach i błoto...                                                                                                                                                                                                                                                
          


...zęby szczeniaka, tarzanie się w trawie, kąpiele błotne... I tu pojawił się problem z obrożą... Zależało mi na tym, by pokazać Wam brudną obrożę po testach i to jak wygląda po praniu, jednak materiałowa obroża ohmypet się... nie brudzi! Gdy wysycha, wszystko z niej odpada i jest czysta!
Po dokładnych oględzinach zrobiłam zdjęcia brudu, który na niej znalazłam:


Obroża nie była w żaden sposób przeze mnie czyszczona, poza naturalnym wypłukaniem przez Hippisa w wodzie zbiorników wodnych oraz wytrzepaniem z wyschniętego piachu. W naszych testach zabrakło tarzania się w śmierdzącym mule- być może to pokonałoby materiał, z którego zrobiona jest ta obroża. 
Na naszej obroży nie ma również ani jednego zaciągnięcia co występowało nagminnie we wszelkiego rodzaju obrożach materiałowych i parcianych oraz na tasiemkach ozdobnych.
    
       Z racji tego, że prawie wszystkie obroże i szelki jakie mieliśmy i mamy były produktami ohmypet ( 4obroże i 5 szelek), mamy spore porównanie wszystkich materiałów i podszyć jakie oferują i pewne dla mnie jest jedno- 
      
 NAJMNIEJ BRUDZĄCY SIĘ I TRWAŁY PRODUKT TO WŁAŚNIE OBROŻA MATERIAŁOWA.

Jestem zaskoczona wynikami testu i z czystym sumieniem mogę polecić ją osobom lubiącym nie tylko ładne ale i trwałe, niebrudzące się produkty.

Dodam, że wzory dostępnych materiałów są przepiękne! I na szczęście nie tylko Bożonarodzeniowe :)
Zerknijcie sami! ------------->

       Obroże materiałowe OhMyPet <----KLIK


środa, 27 kwietnia 2016

O umieraniu słów kilka.

        Zdarzyło się Wam kiedyś stracić psa?
Mnie tak, nie raz, choć ostatnio pierwszy raz sama musiałam zadecydować o życiu lub śmierci.

        Pierwszy raz.
Miałam 8lat kiedy ją poznałam. Duża (dla 8letniej dziewczynki, myślę, że była wielkości Hippisa), czarna, podpalana. Miała wielkie, stojące uszy i różowy pasek przez środek nosa. Wyglądała jak nietoperz. Mówili, że jest brzydka. Była bezdomna, ale taka moja. Mieszkaliśmy w bloku, rodzice nie chcieli psa, ale ja czułam jakby była nasza. Wychodziłam się z nią spotkać. Zawsze czekała.
        Przyszedł czas "łapanki", wiedziałam o tym, rodzice wiedzieli. Mieli mnie obudzić żeby ją zabrać. Nie obudzili. Gdy wyszłam, nie było jej. Nie było żadnego osiedlowego psa. Nigdy wcześniej nic mnie tak nie bolało- pamiętam to dokładnie. Po latach dowiedziałam się, że mama widziała przez okno jak ją zabierają- ciężko mi wybaczyć do tej pory.
Minęło 18lat, a ja nadal w schroniskach szukam jej brzydkiej-pięknej twarzy choć to raczej niemożliwe.
Nie jestem najlepsza w rysowaniu, ale tak ją pamiętam.
Drewienko to wesoła twórczość 8latki z imieniem mojego brzydala.


        Drugi raz.
Przygarnięty bezdomek- nałogowy uciekinier. Wyszedł i nigdy nie wrócił. Nie znaleźliśmy go w okolicznych schroniskach. Nie znaleźliśmy go nigdzie. Po 12 latach wierzę, że jeszcze na siebie trafimy.



        Trzeci raz.
Przygarnięta bezdomna, kaleka suczka. Babeszjoza. Druga u nas. Mimo walki nie udało się z nią wygrać. Umarła na rękach mojego taty. Bolało, ale wiedzieliśmy, że nic nie dało się zrobić.

        Czwarty raz. 13.04.2016
Adopciak żyjący z nami 11lat, mający lat 12-13. Prostata. Wyniki badań krew/mocz idealne, ale nie może się załatwić. Cewnikowanie, leki, zioła, czopki, manualne opróżnianie psa w dzień i w nocy co 40min. Wzrok pełen miłości mówiący jak bardzo dziękuje za to, że jest lepiej. Choć na chwilę. Po cewnikowaniu- relaks, błogość, dobry nastrój i samopoczucie. Po lekach- nie chcę krakać, ale jest lepiej!
Nagłe pogorszenie. Na operację nie ma szans, medycyna wyczerpała możliwości. Decyzja. Nie można ciągnąć cewnikowania przeplatanego cierpieniem w nieskończoność...
Czuł się w tym momencie dobrze. Wyszedł z pokoju wyspany machając ogonem, ale jego doświadczone, wielkie, słabo widzące oczy domyśliły się bardzo szybko... Nie chciał wyjść z domu. On wiedział. 
Po wszystkim wyglądał jakby spał. Nadal ciepły, spokojny. Pochowany w kocyku dopiero jak zaczął robić się chłodny. Niby serce nie biło, ale... Może jednak?

Wierzy i kocha się do końca.




Mówią, że śmierć to część życia... Tylko dlaczego taka bolesna?

środa, 30 marca 2016

Le Petit Pet- czyli jak znalazłam woreczek doskonały.

       Kojarzycie taki moment, w którym odbieracie paczkę od listonosza/ z paczkomatu i już przy pierwszym spojrzeniu na nią myślicie sobie "o, jak miło!" ? Tak właśnie urodził się w mej głowie pomysł napisania posta o paczce, którą dane mi było otrzymać, tym bardziej, że po tej pierwszej myśli była kolejna i kolejna... Ale od początku...

      Dawno, dawno- 7-8 lat- temu, na pierwszym w moim życiu kursie trenerskim dostałam wraz ze skryptami woreczek na smaki Trixie, o taki --->


Mało atrakcyjny, mało praktyczny (ściągacz 3cm poniżej górnej krawędzi woreczka) oraz średnio trwały, ale miał dla mnie jedną zaletę- zapięcie/ przypięcie generalnie tę czarną wsuwkę, którą można było zahaczyć o kieszeń, krawędź legginsów, pasek, szlufkę w spodniach- nie było ograniczeń. Jedyną wadą było stosunkowo łatwe wysuwanie się wsuwki. I tak o to, po 3 latach użytkowania popruty, dziurawy, ale jeszcze służący woreczek Trixie zagubił się w drodze z treningu do domu. Pech. I to tym większy, że zacięłam się i stwierdziłam, że jak mam kupić woreczek na smaki to tylko taki, który będzie mi się podobał i już! Więc przez kolejne 2lata nosiłam smaki upchane po kieszeniach, bleah... Na szczęście to był czas, w którym zaczęły się rozwijać firmy szyjące treningowe/ psie gadżety na zamówienie dzięki czemu stałam się posiadaczką woreczka na smaki Furkidz, który z opisu producenta miał być nie za duży, nie za mały, wygodny, pozwalający na szybkie wydobycie smaczka i nie gubiący ich. O tak wylądał--->

Nie był to strzał w 10. Woreczek był mikrusi z małym otworkiem na wydobycie smaczków, w którzy ciężko było włożyć moją małą dłoń, otwór nie zamykał się w ogóle przez co przy próbie podbiegnięcia smaczki rozsypywały się na boki jak woda w fontannie, a zapięcie na klasyczny karabińczyk na wysuniętym troczku powodował bujanie się woreczka w przód i w tył oraz na boki przy każdym kroku co swoją drogą również kończyło się wypadaniem smaczków jeśli było ich więcej- a o to nie było trudno ponieważ woreczek miał tylko ok 10cmx6cm i ilość smaczków jaką mieścił była dobra na wystawę, albo na trening z malutkim pieskiem (nawet biorąc pod uwagę dosypywanie smaczków w przerwach między ćwiczeniami). Ostatecznie woreczek wisiał na haczyku, a ja nadal upychałam smaczki po kieszeniach.

    Minęły kolejne lata i stało się! Miłość od pierwszego wejrzenia- tak, do woreczka! Biało czarny, idealny, ale... przypinany na karabińczyk. Szybka rozmowa z Mileną przez pw na facebooku i udało się ustalić, że jest możliwość zrobienia specjalnie dla mnie woreczka z wytęsknioną wsuwką- cud nie kobieta!
Minął czas potrzebny na zamówienie wsuwki, stworzenie woreczka i wysłanie go do mnie, szybka wizyta w paczkomacie i tu zaczyna się bajka...
       Spojrzenie nr. 1
         
                        Paczka obklejona tasiemką w kolorowe kotwice- serduszko zmiękło <3


      Spojrzenie nr. 2

A to niespodzianka- dwie koperty!
Pomyślałam, że w kopercie z "małym prezentem dla chłopaków" znajdę po ciachu dla nich i to już wydawało mi się ogromnie urocze i miłe ze strony Mileny. To jednak nie koniec...
    
     Spojrzenie nr. 3, 4 i 5
Pięknie zapakowany woreczek oklejony naklejkami z logo z przymocowaną imienną, kolorową i piękną metką.

Stoper i gumeczka dobrane przeze mnie by pasowały do kurtki treningowej- a co! Nieprzemakalna podszewka.

Wsuwka po lewej okazała się dużo mniejsza niż ta w woreczku Trixie co budziło moje obawy, na szczęście Milena dorzuciła karabińczyk w razie W.

        Spojrzenie nr. 5

 A co to tu się kryło w kopercie z "małymi prezentami"???
       
Tak! Bandamki!
Chustki są uszyte tak by nie krępowały w żaden sposób psiaków, są nakładane na obroże dzięki czemu pies nie czuje nic co obejmuje mu szyję poza samą obrożą i wyglądają obłędnie! Na zdjęciu bandamka na obroży już nadszarpnięta użytkowaniem przez Livaia, który wygląda w niej jak cukierek do schrupania--->

Byłam tak zachwycona dopracowaniem detali, które teoretycznie nie mają znaczenia ponieważ kolorowa tasiemka i piękne, graficzne metki nie wpływają w żaden sposób na funkcjonalność woreczka na smaczki, ale tak bardzo cieszą me oczy, że nie mogłam się z Wami tym wszystkim nie podzielić. Cudowny prezent dopełnił wrażenie pełne zachwytu. 
Do takich ludzi się wraca, takich ludzi chce się wspierać i sama gorąco polecam zakupy w Le Petit Pet, bo potrafią zachwycić najmniejszym nawet detalem. 

     To może coś o samym woreczku, który przeszedł już swoje testy:
-wielkość bardzo na plus (mam rozmiar M) mieści się tyle ile trzeba
-głębokość woreczka sprawia, że gdy jest otwarty nic się nie wysypuje- nawet przy podbiegach
-wsuwka mimo swojej wielkości trzyma woreczek na miejscu i do tej pory nie zdarzyło mi się go zgubić
-na karabińczyku nie buja się jak woreczek furkidz- nie mam pojęcia od czego to bujanie zależy, może to kwestia miejsca przymocowania karabińczyka do samego woreczka?
- podszewkę czyści się ultra-szybko! I ultra-szybko wysycha- woreczek przeszedł u mnie test zepsutej wołowiny, o której zapomniałam po treningu i została w temperaturze pokojowej na 24h... Delikatnie mówiąc woreczek nie pachniał, ale wystarczyło przepłukać samą podszewkę wodą z płynem do mycia naczyń i po wyschnięciu NIC nie czuć- BARDZO NA PLUS.
Dodatkowo idealnie pasuje do niebieskich i różowych suwaków w mojej kurtce :))))

 CZEGO CHCIEĆ WIĘCEJ?




Link do sklepu: Le Petit Pet



sobota, 26 marca 2016

PSIE DIY- SMACZKI #1

Świąteczne baby i serniki to jedno, ale psom też coś się należy!

         Mimo, że Hippis dostaje posiłki BARFowe nie mam problemu z sięgnięciem po parówki w ramach smaków treningowych. W przypadku Livaia jest podobnie, młody na śniadanie dostaje mięcho, na kolację suchą TOTW i choć wiem, że jest masa przeciwników takiego karmienia, ja wychodzę z założenia, że karmienie wyłącznie jednym rodzajem pokarmu prowadzi do jednego- ogromnego rozwolnienia w przypadku jednorazowego podania innego rodzaju karmy/ zjedzenia spacerowego znaleziska/ podkarmienia kanapką przez domownika, kolegę, koleżankę, obcą babę i choć po wyzerowaniu naszego worka TOTW kolejnego już nie kupię, przechodząc w pełni na BARF również z młodym, tak nadal z pewnością będę chciała mieć na stanie słoik z domowymi smaczkami, którymi w każdej chwili mogę nagrodzić psy za dobre zachowanie i w związku z tym, że właśnie widzę dno naszego smaczkowego słoika, chciałabym się podzielić z Wami naszym ulubionym przepisem. Tak- NASZYM. Są to również moje ulubione smaczki, które chętnie psom podjadam i myślę, że odpowiednio doprawione byłyby naprawdę dobrą imprezową przekąską! Zachęcam do spróbowania :)

SMACZKI MOCNO SEROWE

-100g dowolnego żółtego sera
-100g mąki pszennej
-100g mąki pełnoziarnistej (u mnie żytnia)
-70g mleka
-50g oleju roślinnego/ tłuszczu zwierzęcego (u mnie tłoczony na zimno olej rzepakowy)
-szczypta soli (u mnie różowa himalajska)
-pół łyżeczki proszku do pieczenia
-pół łyżeczki kurkumy



       Przygotowujemy deskę do zagniatania ciasta oraz wszystkie składniki, obie mąki mieszamy z solą, proszkiem do pieczenia, kurkumą i żółtym serem, następnie wysypujemy na stolnicę, robimy w środku sypkiej mieszanki dołek, w który wlewamy mleko i olej -----> zagniatamy :)

       Gdy ciasto będzie miała gładką konsystencję, chwytamy wałek w dłoń i wałkujemy! Najlepiej jest wałkować dość cienko, do 5mm maksymalnie, ponieważ ciasteczka nieco urosną. Mając rozwałkowane ciasto wybieramy jedną z 3 opcji:
-wykrawanie ciastek specjalną wykrawaczką ( do 2-5zł za sztukę na allegro)
-tniemy ciasto nożem na paski a następnie w kostkę
-wykrawamy ciastka kieliszkiem uzyskując większą średnicę


Ja wybrałam wykrawaczkę w kształcie kostek, idealną na psie smaki



 Ciastka wykrawamy aż do uzyskania braku miejsc w rozwałkowanym cieście, które zbijamy ponownie w kulkę, rozwałkowujemy i ponownie wykrawamy. Wycięte ciastka układamy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia i pieczemy w 180°C przez 20min. Warto zostawić przerwy między ciastkami ponieważ ser w nich zawarty nieco się pieni i wychodzi tworząc bąbelki- tak jak na zdjęciu poniżej- którymi ciastka sklejają się ze sobą.

Gotowe, upieczone ciastka


Gotowe ciastka po ostygnięciu ładujemy do słoiczka i nagradzamy najpierw siebie za kuchenne rewolucje, potem psa za cierpliwość :) Ciastka nieco się kruszą, ale można je łamać na połówki. Nic nie stoi na przeszkodzie w zabraniu ich na spacer jako przekąskę dla siebie i psa :)






wtorek, 8 marca 2016

Miły dodatek: wyprawka od hodowcy

       Ilu hodowców tyle różnych form przekazania szczeniaka nowym właścicielom. Jedni dzielą się szczodrze wiedzą i wydają psiaka z metryczką i czymś na początek do jedzenia, drudzy wychodzą z założenia, że przyszły właściciel jest w pełni przygotowany i wydają psiaka tylko z dokumentami, trzeci z kolei dorzucą od siebie jakiś upominek dla malucha. Są też hodowcy esteci, którzy kochają piękne rzeczy tak samo jak swoje szczenięta i chętnie obdarowują przyszłych właścicieli swoich szczeniąt takimi właśnie, pięknymi gadżetami. Każda z tych opcji jest super, jednak choć płacimy za psa, a nie gadżety, które na dobrą sprawę sami możemy sobie wybrać i kupić we własnym zakresie to... nie oszukujmy się- ładna wyprawka jest cholernie miłym dodatkiem :)

       Taki właśnie dodatek otrzymaliśmy z Kubą przy odbiorze Livaia. Poza długą rozmową z Angelą, która dała nam mnóstwo rad na temat wystawiania, doboru ringówki, zachowania na ringu, opieki, karmienia, wychowania etc. otrzymaliśmy standardowo umowę oraz książeczkę zdrowia w teczce- co wcale nie jest takie oczywiste :) * i... tu pojawia się uśmiech na mej twarzy... wyprawkę!
 
      Każde ze szczeniąt otrzymało do nowego domu:
-2kg karmy, którą maluchy były karmione w hodowli
-kocyk pachnący domem 70x100cm, który z pewnością przyczynił się do bezproblemowej podróży przez całą Polskę pociągami
-jednorożca. Tak, JEDNOROŻCA
-dwie obroże od Modnej Kozy: szczeniaczkowa i dorosła
-super gadżet-pamiątkę: magnesy na lodówkę z pięknymi zdjęciami Angeli

     Czy to nie piękna wyprawka?


Mimo, że wór TOTW mieliśmy już kupiony, 2kilówka bardzo się przydała na czas pobytu w Gdyni z maluchem.

Ciepły kocyk w hippie-piórka, w którym dostaliśmy opatulone zawiniątko papisiowe.

Juuuunikorn! Mówiłam!

Szczeniaczkowa z trafionym, morskim motywem na tasiemce- w końcu to whippet nadmorski! I dorosła jutowa.

Ślicznościowe magnesy! Na jednym matka- Cayo z Q, drugi z piękną Mesą, do której wzdycham i Czarkiem arystokratą :)
   
Szczęśliwy posiadacz :)

        Niech mi ktoś powie, że to niepiękne, niemiłe i niefajne. Nie da się ukryć, że ja jako nabywca szczeniaka, jestem "klientem" i jako klient czuję się do granic możliwości dopieszczona. Każdy z tych dodatków bardzo się przydaje, kocyk jest nieoceniony przy zmarzluchu, a przy okazji wygląda nieziemsko! Jednorożec jest wspaniały do wspólnej zabawy z Hippisem, gdzie Hipp trzyma całą paszczą zwierza, a młody targa za nóżki :) Mimo wątłej budowy, nasz jednorożec nie ucierpiał jeszcze w żadnym stopniu. Obroże... tu chyba nic nie muszę dodawać. Najbardziej urzekła mnie tasiemka w morskim klimacie. Od jakiegoś czasu przebywam daleko od morza i nieco mi go brakuje, więc strzał w 10! A jutę uwielbiam. Sama mam jutową torbę, więc na spacerach będziemy dopasowani :)

      Podsumowując: choć to szczegóły, które nie mają wpływu na wybór hodowli (tego jeszcze by brakowało!), potrafią ucieszyć oko- magnesy, ułatwić przyjęcie w nowym domu- kocyk pachnący domem, być praktyczne- obroże, przełamać pierwsze lody z psem-domownikiem- jednorożec, no i wypełnić brzuszek- karma :)
Czego chcieć więcej?







*metryczka dojdzie pocztą





poniedziałek, 29 lutego 2016

PapiPost

Stało się.
Miało być za rok może dwa, wyszło teraz :)


Jakiś czas temu mocno zastanawiałam się nad whippetem jako następnym psie, rozmawiałam z wieloma osobami i sporo czytałam ostatecznie uznając, że trzeba mi więcej czasu, ponieważ nie wiem czy to rasa dla mnie, szczególnie że przywykłam do border collie mode on w pracy i życiu. Przypadkowo jednak zobaczyłam na facebooku charta do adopcji- młody, 5miesięczny. Pomyślałam, że idealnie by było dać mu dom tymczasowy pomagając i jednocześnie sprawdzając z czym to (chart) się je.
Nie udało się.
Mimo porażki temat charta pozostał między mną, a Kubą i o ile ja chciałam go zamknąć, Kuba chyba co raz wyraźniej widział u swego boku whippeta. Krótka (ta, jasne...) rozmowa o oczekiwaniach i bach! Whippet, chłopak, wystawowy show-ek to pies, którego chcemy. Skoro padło na linie wystawowe nie mogło być inaczej... Napisałam do Angeli (MustBeShadow) i... poszło! Długo czekaliśmy na decyzję i ostatecznie trafił do nas cudowny chłopak Ellarian Azarin (Livai), którego dziś chcę Wam przedstawić :)

Tygodniowy Livai


2,5tyg



5,5tyg
7,5tyg
8tyg w końcu u mnie na kolanach















































 Livai jest z nami dokładnie 6dni. Poznajemy się, klikamy, uczymy podstaw, dużo się bawimy. Myślę, że niedługo będę mogła o nim napisać coś więcej niż to, że jest najsłodszym szczeniaczkiem na ziemi :)