środa, 27 kwietnia 2016

O umieraniu słów kilka.

        Zdarzyło się Wam kiedyś stracić psa?
Mnie tak, nie raz, choć ostatnio pierwszy raz sama musiałam zadecydować o życiu lub śmierci.

        Pierwszy raz.
Miałam 8lat kiedy ją poznałam. Duża (dla 8letniej dziewczynki, myślę, że była wielkości Hippisa), czarna, podpalana. Miała wielkie, stojące uszy i różowy pasek przez środek nosa. Wyglądała jak nietoperz. Mówili, że jest brzydka. Była bezdomna, ale taka moja. Mieszkaliśmy w bloku, rodzice nie chcieli psa, ale ja czułam jakby była nasza. Wychodziłam się z nią spotkać. Zawsze czekała.
        Przyszedł czas "łapanki", wiedziałam o tym, rodzice wiedzieli. Mieli mnie obudzić żeby ją zabrać. Nie obudzili. Gdy wyszłam, nie było jej. Nie było żadnego osiedlowego psa. Nigdy wcześniej nic mnie tak nie bolało- pamiętam to dokładnie. Po latach dowiedziałam się, że mama widziała przez okno jak ją zabierają- ciężko mi wybaczyć do tej pory.
Minęło 18lat, a ja nadal w schroniskach szukam jej brzydkiej-pięknej twarzy choć to raczej niemożliwe.
Nie jestem najlepsza w rysowaniu, ale tak ją pamiętam.
Drewienko to wesoła twórczość 8latki z imieniem mojego brzydala.


        Drugi raz.
Przygarnięty bezdomek- nałogowy uciekinier. Wyszedł i nigdy nie wrócił. Nie znaleźliśmy go w okolicznych schroniskach. Nie znaleźliśmy go nigdzie. Po 12 latach wierzę, że jeszcze na siebie trafimy.



        Trzeci raz.
Przygarnięta bezdomna, kaleka suczka. Babeszjoza. Druga u nas. Mimo walki nie udało się z nią wygrać. Umarła na rękach mojego taty. Bolało, ale wiedzieliśmy, że nic nie dało się zrobić.

        Czwarty raz. 13.04.2016
Adopciak żyjący z nami 11lat, mający lat 12-13. Prostata. Wyniki badań krew/mocz idealne, ale nie może się załatwić. Cewnikowanie, leki, zioła, czopki, manualne opróżnianie psa w dzień i w nocy co 40min. Wzrok pełen miłości mówiący jak bardzo dziękuje za to, że jest lepiej. Choć na chwilę. Po cewnikowaniu- relaks, błogość, dobry nastrój i samopoczucie. Po lekach- nie chcę krakać, ale jest lepiej!
Nagłe pogorszenie. Na operację nie ma szans, medycyna wyczerpała możliwości. Decyzja. Nie można ciągnąć cewnikowania przeplatanego cierpieniem w nieskończoność...
Czuł się w tym momencie dobrze. Wyszedł z pokoju wyspany machając ogonem, ale jego doświadczone, wielkie, słabo widzące oczy domyśliły się bardzo szybko... Nie chciał wyjść z domu. On wiedział. 
Po wszystkim wyglądał jakby spał. Nadal ciepły, spokojny. Pochowany w kocyku dopiero jak zaczął robić się chłodny. Niby serce nie biło, ale... Może jednak?

Wierzy i kocha się do końca.




Mówią, że śmierć to część życia... Tylko dlaczego taka bolesna?

3 komentarze:

  1. Popłakałam się, ale dziękuję za ten post, wzmocnił mnie po utracie mojego kochanego staruszka (mimo, że troszeczkę od tamtego czasu minęło, pustka została nadal, czasami łza się zakręci..). Bardzo mi przykro, trzymajcie się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas to bardzo świeża sprawa z rudym staruszkiem, choć przy pisaniu tego myślenie o każdej stracie bolało tak samo. O tym się nie zapomina. Nieważne ile lat mija te uczucia zawsze są tak samo żywe.

      Usuń
  2. A mój uśpiony 2 lata temu pies, już "po" nie wyglądał jakby spał - oczy miał otwarte:( Ponad rok od tamtego dnia, dzień w dzień przychodził do mnie w myślach, mimo, że po 5 miesiącach żałoby pojawił się w domu absorbujący brzdąc.

    OdpowiedzUsuń