poniedziałek, 11 stycznia 2016

Hel(l) yeah!

Nie mam pojęcia od czego zaczyna się pisać blogi. Może powinno się pojawić słowo wstępu tłumaczące skąd pomysł na blog i jaki ma cel prowadzenie go, ale my zaczniemy od małej retrospekcji.

Chciałabym się cofnąć do naszego letniego tripu na Hel, na którym popełniliśmy sporo błędów początkującego piechura. Wyprawa ta miała być pierwszą tak długą i intensywną wyprawą w naszym- moim, Moni, Hippa i Kali- życiu, zaplanowana była na dwa dni z noclegiem w namiocie i ponad 74km pieszo. Miejsce noclegu wymusiło zrobienie 52km pierwszego dnia. To dużo dla kogoś kto od czasu do czasu chodzi 10-15 kilometrowe spacery.




Wpis zaraz po ukończeniu wyprawy był entuzjastyczny mimo bólu, który pamiętam do dziś. Z czasem jednak przyszła refleksja nad całą sytuacją i o ile pomysł był naprawdę dobry tak wykonanie już nie do końca.

Wyprawa odbyła się 4-5 czerwca, mimo słońca wiał przejmująco zimny wiatr co może trochę nas zmyliło w pewnych kwestiach, o czym później.


TRASA
       Nie przemyślałyśmy tego którędy dokładnie będziemy szły. Czy da się iść lasem? Czy damy radę plażą? Czy jedyny chodnik nie jest przypadkiem drogą rowerową, na której ogromne ilości rowerzystów nie pozwolą na swobodny marsz? Tak. To była droga dla rowerów. Wybrukowana.


KOSTKA BRUKOWA&SŁOŃCE
       Kostka po której szłyśmy 70% trasy z pewnością była ciepła. A może gorąca? To ta zmyłka zimnego wiatru. Nam to nie robiło różnicy- psom tak. Nie było możliwości przejścia całej trasy lasem, plaża odpadła- przejście 50km piachem? Powodzenia!- Została kostka. Po całej wyprawie psy miały opuszki delikatne jak szczenięta, starte tyle ile mogły się zetrzeć. Nie wiem czy to sprawiało dyskomfort, ale o 3cim dniu wyprawy nie byłoby mowy. Nasze stopy w butach pseudo-sportowych o cienkich podeszwach również dostały za naszą głupotę. Myślę, że w połączeniu z twardym chodnikiem wzmogły efekty bólowe pleców, bioder i łydek.


JEDZENIE
       Super było zjeść makaron z pesto z suszonych pomidorów. Szkoda tylko, że ten słoik z pesto nie był lekki. Smalec z fasoli był genialny! Szkoda, że słoik w którym był nie był lekki... Świetnym pomysłem były jaglane serniki wręczone w podziękowaniu za gościnę w przyczepach i pożyczenie namiotu. Szkoda tylko, że te słoiki w których były NIE BYŁY LEKKIE ani trochę. Mimo, że nasze plecaki ważyły tylko 10-11kg każdy, to było to odczuwalne obciążenie dla kogoś kto robi to pierwszy raz (tj.maszeruje 74km).


SMYCZE
       Do momentu wyprawy na Hel nie widziałam potrzeby posiadania pasa do dogtrekkingu, który uważałam za zbędny gadżet dla piechura i niespecjalnie ciągnącego psa. Myliłam się.


SPRZĘT FOTOGRAFICZNY
      Aparatem operowała Monia. O ile go wyciągnęła. Bez sensu jest zatrzymywanie się co chwilę by wyciągnąć aparat do zdjęć. Nieść go w ręku, kiedy musisz dodatkowo trzymać smycz jest jeszcze bardziej bez sensu. W naszym przypadku okazał się to zbędny balast nie małej wagi.


SRACZKA
       Nie planowałam tego, ale dopadła... Hippisa. Emocje, zbyt dużo słonej wody? Nie wiem. Leków nie miałam, na szczęście udało się coś dostać w pobliskim sklepie mimo czerwonej kartki w kalendarzu.


KILOMETRY
       Gdyby nie to, że nasz nocleg był uzależniony od miejsca pobytu osoby od której pożyczałyśmy namiot, ilość kilometrów do przebycia podzieliłybyśmy na pół i zamiast 52km jednego dnia i 22km drugiego, zrobiłybyśmy równo 37km jednego i 37km drugiego dnia. Myślę, że znacznie wpłynęłoby to na nasz i psów komfort marszu drugiego dnia.

Moją prywatną głupotą było niedopilnowanie osoby z obozu gdzie rozłożyłyśmy namiot, bawiącej się z Hippisem, co skończyło się rzutem szyszki na beton, ostrym hamowaniem i zrobieniem dziury w Hippisowej łapie.


PODSUMOWUJĄC...
...gdybym miała zrobić to jeszcze raz, lepiej zorientowałabym się w trasach i ich podłożu, zadbałabym o wygodne byty dla siebie i dla psa w przypadku kamienistego terenu, bądź dużej ilości chodnika do czego łapy Hippa nie są przyzwyczajone. Ograniczyłabym wagę plecaka do minimum stawiając na wysokokaloryczne jedzenie w lekkich opakowaniach, zakładając zakup części z produktów na trasie jeśli to możliwe. Zdecydowanie wybrałabym wygodny pas do dogtrekkingu by mieć wolne, niczym nieskrępowane ręce. Postawiłabym na dokumentowanie wyprawy telefonem, jak najmniejszym aparatem kompaktowym, gopro bądź inną kamerką. Lustrzanka tylko i wyłącznie wtedy kiedy ma to być luźny spacer, a nie wartki marsz. Zadbałabym o własny sprzęt typu namiot/bedroll bądź zorganizowałabym nocleg tak, by rozsądnie podzielić ilość kilometrów do przebycia w ciągu doby oraz restrykcyjnie przestrzegałabym tego, że podczas postoju pies ma odpoczywać, a nie być zaczepianym przez okolicznych ludzi.


PAMIĘTAJ...
...jeśli planujesz długą wyprawę przygotuj odpowiednią ilość wody, bądź sprawdź gdzie będziesz mógł ją kupić. Weź ze sobą apteczkę z plastrami na odciski, czymś odkażającym np.octenisept/dermatol, tamującym krwawienie np.dermatol, bandażami elastycznymi, opatrunkami, plastrami, lekami na biegunkę np. również dermatol dla Ciebie/ nifuroksazyd i nożyczkami jeśli nie planujesz brać scyzoryka. Zadbaj by w Twojej grupie był choć jeden nierozładowany telefon by mieć możliwość wezwać pomoc w razie jakiegoś wypadku.


Pięknych i szerokich tras życzy WHAT THE HEL(L) team :)



4 komentarze:

  1. Przyznaję, że nie jestem wielbicielką psów. A mimo to zaciekawiłaś mnie i przeczytałam praktycznie cały tekst, to chyba moja natura wędrownika się odezwała ... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest mi bardzo miło z tego powodu! Natura wędrownika to coś co zdecydowanie łączy mnie ze zwierzętami jakimi są psy, to idealni kompani do wędrówek, więc może kiedyś się przekonasz do nich? :)

      Usuń
  2. Mnie korci takie szlajanie się - szczególnie latem kiedy dni są długie i ciepłe. Możliwe, że gdybym miała takie okolice jak Wy - to bym szła - tutaj nie widzę sensu w zwiedzaniu z psem. Możliwe, że się mylę - zobaczymy w tym roku.
    W ogóle dzięki za ten post - czekałam na niego - może liczyłam bardziej na relację, ale jednak przestrzeżenie przed popełnianiem cudzych błędów uważam za bardziej praktyczne, szczególnie jeśli chce się planować pieszą wycieczkę. Dzięki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już nie chcę się powtarzać z wałkowaniem Helu więc jakąś szczegółową relację machnę przy okazji kolejnej takiej głupoty :D TA relacja wyglądała by mniej więcej tak- ból, ból, a potem ból i znowu ból, o jezu jaki ból, kiedy to się skończy! Ból... nie zatrzymuj się, bo ruszanie z miejsca boli dwa razy bardziej! Ból... ból... ból... :P

      Usuń